Nareszcie.
Myślałam już, że zmuszeni będziemy wyjechać aby zobaczyć go chociaż chwilę.
No bo w końcu co to za zima bez śniegu?
Ale zlitował się nad spragnionymi i spadł.
A później przez kilka dni delikatnie prószył, okrywał swym pięknem okolice.
Zaliczyliśmy więc sanki i długie spacery po lesie i rzucanie kulkami i "aniołka".
Został nam jeszcze bałwan, ale jutro zrealizujemy ten plan :)
Oliwia zauroczona. Codziennie rano, zaraz po przebudzeniu, pyta "mamusiu jest jeszcze śnieg?".
W pośpiechu je śniadanie i się ubiera i co chwilę pyta "zaraz idziemy na sanki?", "mamusiu, idziemy już?". I tak każdego dnia staramy się czerpać ile wlezie, bo pewnego ranka może go zabraknąć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz